tęsknię do tego chłopca za barem na warszawskim powiślu wciąż pamiętam zapach jego perfum zmieszany z dymem z papierosa i czuję mocny uścisk ramion teraz jedynie mogę wzdychać do jego marnej kopii z jednorazówką w dłoni
znowu liczę wagony pociągów jeden, drugi, trzeci jak wtedy gdy lat miałam siedem czwarty, piąty, szósty dzisiaj sprawdzam prędkość lokomotywy siódmy, ósmy, dziewiąty stuk stuk stuk jedenasty, dwunasty, trzynasty
za szybko bijące serce płuca prawie bez tlenu po nieprzespanej nocy świt, który zniechęca mne do życia nieodczytane wiadomości w messengerze smętna muzyka z youtube łzy na policzkach niechęć i więcej niechęci w trybie slowed and reverbed
cudem udaje mi się wypełznąć spod kołdry patrzę na wyświetlacz nowa wiadomość nadawca już znany i czytam znów słowa poskładane źle i bez przecinków o tym nieopowiedzianym bólu kryjącym się za okularami rozrywającym duszę demotywującym do życia klikam w literki w odpowiedzi że: rozumiem kocham przytulam pocieszam zamykam oczy, wracam pod kołdrę bo też staram się przetrwać
musiałam patrzeć na swoje ciało jakbym (nie) była dziewczynką popadam w zapomnienie każdej komórki swojego ciała jestem międzygwiezdną przestrzenią wśród wszystkich dróg nieskończoności
schowała się za serduszkiem na instagramie ta dobra, gogolowska dusza było jej trochę duszno za kolejnym lajkiem wciśniętym pod profilowym dusiła się w komentarzu zamknięta we własnym ciele umarła więc martwa dusza uduszona jak Katiusza